niedziela, 23 sierpnia 2020

Skinny love....

 Witajcie Kochane :-*

 


    Dzisiaj u mnie jakiś taki smutny wieczór. Myślę trochę zbyt dużo,chociaż może to dobrze. Nie można przecież wciąż od siebie uciekać. Dwa tygodnie temu dostałam zadanie na terapii ,żeby zastanowić się na tym jakie mamy emocje. Nie udaje mi się nad tym pochylić. Jestem rozkojarzona . Czuje ,że jeszcze trochę i popłynę na dobre wraz z nurtem gromadzącej się we mnie autodestrukcji. Zastanawiam się co ze mną jest nie tak? Czy nie jestem wystarczająco wytrwała ? Czy może moja motywacja jest zbyt słaba?

Chodzę na terapię już dwa lata ,to długo bo przeważnie taka terapia trwa rok czasu. Rozumiem to ,że zaczęłam się leczyć po wielu bardzo zaawansowanych latach choroby i wiele z tych schematów jest bardzo trudnych do przełamania, jednak martwi mnie to wszystko. Co jest nie tak ze mną? 

Wiem ,że żeby spełniać swoje marzenia muszę być zdrowa inaczej to się nie uda. Choroba zabrała mi już tyle lat ,tyle okazji do szczęścia,tyle razy przekonałam się o jej okrutnych skutkach,a jednak wciąż trzyma mnie zbyt mocno w swoich objęciach szepcząc "chudość ,chudość to twój cel ,nie zasługujesz na nic lepszego niż masz".  Odczuwam wiele skutków ubocznych i czasem naprawdę boję się o jutro...czy jeszcze los podaruje mi kolejny dzień z drugiej strony nie umiem przestać się głodzić ,nie umiem radzić sobie z samotnością,nie umiem pogodzić się z przeszłością a jednocześnie nie chce i nie umiem o tym rozmawiać. Duży kryzys terapeutyczny utrudnia sytuację...nie chcę już tam chodzić ,nic nie wyciągam z tych spotkań ,ale też efekt ,który był założony nadal jest o kilometry ode mnie.

Boje się jak to wszystko dalej się potoczy... z jednej strony mogłabym zrezygnować z terapii z drugiej nie jestem w stanie w stu procentach zagwarantować ,że dam radę. Lepiej jest pod tym względem ,że jem cokolwiek....ale wiem ,że to nie wystarcza mam też problem z aktywnością i tak naprawdę sama zastanawiam się jak długo mój organizm jeszcze da radę. Mimo wszystko wciąż w lustrzę widzę ten ohydny tłuszcz ,czuję go. Myślałam ,że uda mi się udowodnić sobie ,że to niemożliwe. BMI mówi co innego ,poziom tkanki tłuszczowej mówi co innego a ja wciąż czuje się gruba i z każdym dniem grubsza. Im waga bardziej spada tym grubsza się czuje a jednocześnie opadam z sił ... mam dosyć siebie ,mam dosyć anoreksji a jednocześnie nie potrafię podjąć leczenia takiego na 100% wciąż czuje się niewystarczająco chora ,niewystarczająco chuda..... Chciałabym choć przez chwilę czuć się wolna od tego i uwierzyć ,że jeszcze mi się kiedyś uda być szczęśliwą ,spełnioną i zdrową.

W środę mam wizytę u psychiatry bardzo boje się tego spotkania . Chciałabym żeby ktoś mi pomógł ,ale zawsze gdy trafię na taką osobę nie potrafię zaufać i odrzucam pomoc....może dla mnie nie ma już nadziei ...może zawsze będę siebie nienawidzić ,może zawsze już będę się głodzić aż umrę chociaż tak bardzo tego nie chcę.....