Witajcie Kochane :*
Przez tą całą kwarantanne mam tak dużo czasu by myśleć ,analizować. Kiedyś od tego uciekałam ,robiłam wszystko by nie myśleć ,głodziłam się by nie czuć . W pewnym momencie doszłam w swoim życiu do takiego momentu ,gdzie prawie umarłam i fizycznie i psychicznie. Przestałam czuć..
Już się nie bałam ,nawet tego ,że umrę chociaż to już drugi raz jak stanęłam pomiędzy tym i tamtym światem. Nie bałam się śmierci, pragnęłam jej. Nie widziałam już sensu ,chciałam jeść i nie potrafiłam . Nie jadłam i czułam ,że odchodzę. Codziennie wieczorem zastanawiałam się czy dzisiaj ostatni raz zasypiam....
W pewnym sensie można powiedzieć ,że przez to osiągnęłam to co chciałam. Jednak kiedy już naprawdę nic nie czułam w tym najgorszym momencie ,kiedy na niczym mi już nie zależało ,kiedy było mi tak naprawdę wszystko jedno wcale nie czułam się lepiej. Ta pustka ,która mnie wtedy otaczała zarówno fizyczna jak i psychiczna stała się moim przekleństwem. Nadszedł taki dzień kiedy uświadomiłam sobie ,że ja nic nie pamiętam, ,że przypomnienie sobie szczegółów z daty dalszej niż dwa dni sprawia mi problem. Nie wiem co się ze mną działo ..... Pamiętam tylko urywki jakbym miała amnezje . Pamiętam wieczór kiedy płakałam przed lustrem z powodu tego jak grubo wyglądam a jednocześnie nie miałam siły umyć zębów. Pamiętam jak patrzyłam na siebie w lustrze i pytałam siebie czy jutro też będę myła zęby w swojej łazience czy może w szpitalnej. Pamiętam ,że mama pakowała mi ubrania do szpitala i prawie całą noc płakałyśmy ze strachu co przyniesie jutro...
Ten straszy dzień nadszedł.... Kraków szpital specjalistyczny ,4 piętro nie miałam siły wyjść po schodach...i ten strach..... Potem nie pamiętam co było dokładnie z opowiadań wiem ,że miałam spotkanie z psychiatrą i ważenie na oddziale. Przypominam sobie jak te drzwi się otworzyły a mnie ogarnęła panika ,pamiętam ten smród oddziału. Nie wiem jak on wyglądał ,nie wiem co działo się pózniej ,ale wróciłam do domu. Znów mogłam nienawidzić się w swoim lustrze.....
Pustka jest straszna dziś to wiem. Niepamięć też jest straszna.... Na terapii uświadomiłam sobie jak wiele rzeczy wyparłam ,jak wiele umknęło mojemu wygłodzonemu mózgowi. Jedno tylko tak dobrze zostało mi w pamięci -samotność.....
Czy po 3 latach od tamtego dnia coś się zmieniło? Niewiele a zarazem wiele...
Chcę żyć ,nie chcę czuć pustki! Coś jednak sprawia ,że nie umiem żyć w pełni...
To anoreksja ,która powoli mnie zabija....Próbuje z nią walczyć o 10-20 kcal w ciągu dnia , o możliwość założenia sukienki ,spódnicy ,krótkiego rękawka....
Ona jest bardzo silna ,stanowcza ,ma przewagę. Ma ten jeden cholerny argument -samotność.
Za każdym razem obiecuje sobie ,że dzisiaj będzie lepiej ,co wieczór mówię sobie "Asia jesteś słaba ,zobacz jak bardzo siebie zniszczyłaś ,nie masz siły ,wypadła ci połowa włosów ,za to na skórze masz ich tysiące ,zaraz możesz stracić zęby. Masz 22 lata powinnaś cieszyć się życiem ,zapomnieć"
Jednak nie da się zapomnieć. Samotność towarzyszy mi ciągle . Mieszkam z rodzicami ,ale oni mają mnie dosyć. Rozumiem to jestem dorosła powinnam mieć swoje życie ,znajomych ,chłopaka a ja ciągle proszę o poświęcenie uwagi ,jak pięciolatka. Teraz w czasie pandemii nie mam terapii to była moja świadoma decyzja. Staram się jednak ten czas poświęcić sobie . Porozmawiać ze sobą ,zrozumieć ,wybaczyć błędy przeszłości.. To bardzo trudne wybaczyć sobie...
Powoli wybaczam innym ,zauważyłam ,że przestaje oskarżać ,próbuje zrozumieć osoby ,które tak bardzo mnie zraniły ,choć to ciężkie. Nie pojmuje jeszcze tego dlaczego akurat ja ? Co takiego złego zrobiłam? Staram się odsuwać to co podpowiada mi choroba: " Jesteś gruba ,brzydka ,bezwartościowa ,jesteś nikim." Chcę podejść do tego racjonalnie ,ale nie umiem. Takie dłuższe rozmyślanie zawsze sprowadza mnie w dół. Czuje się zagubiona ...z jednej strony chcę pogodzić się z przeszłością bo tylko tak mogę ruszyć do przodu ,z drugiej zaś coś mnie zbyt mocno trzyma. Może obecna sytuacja?
Patrzę na moją rodzinę i nie widzę tam do końca miejsca dla siebie. Nikt nie może się mną pochwalić ,nie może mnie docenić bo niby za co? Za to ,że jestem nieokreślona życiowo ,że oprócz matury nie mam nic? Jestem nie taka jak chciałam ,a na pewno nie taka jak sobie wyobrażałam. Myślałam te kilka lat temu ,że schudnięcie coś zmieni...owszem zmieniło ale na gorsze .
Nienawidzę siebie jeszcze bardziej niż wcześniej. Nie umiem zobaczyć siebie taką jaką jestem. Ciągle szukam podstępu. "Ładniej wyglądasz"=przytyłaś! Bluzka w rozmiarze 146 była za mała- jesteś GRUBA! Do tego coś co zauważam sama meszek ,dziury po włosach na głowie ,żyły i wiele wiele innych. Nie umiem siebie zaakceptować ,boje się ,że to nigdy się nie stanie. Jest mi wstyd za siebie za to jak wyglądam ,za to w jakiej jestem sytuacja ,za to ,że nie mam znajomych ,chłopaka z drugiej strony wiem czemu tak jest .....
Samotność jest straszna. W dzisiejszych czasach czuje się dziwnie kiedy każdemu obok mnie dzwoni lub pika telefon a ja jakbym go nie miała. Nikogo nie interesuje na dłużej . Męczy mnie to ,jednak wiem ,że jest w tym trochę mojej winy . Boje się zaufać,miałam propozycje terapii grupowej ,żeby nauczyć się na nowo żyć w społeczeństwie ,budować więzi ale to mnie przerasta. Nie wiem co będzie dalej. Za dwa tygodnie mam kontrolę u psychiatry ,nie byłam u niej rok! Trochę się jej obawiam i jednocześnie boje się ,że przez epidemię ona się nie odbędzie. Chcę żeby ktoś mi pomógł ... jestem w stanie zgodzić się na wiele byle tylko czuć się lepiej fizycznie i by nie tyć na deficycie . Chcę żyć jak normalny człowiek ,chcę jeść ,cieszyć się jedzeniem a nie tylko czuć po nim ból ,dyskomfort ,strach bo nie wiadomo jak zareaguje mój organizm......
Na koniec chciałabym wam napisać żebyście umiały przyjąć pomoc ,choć wydaje się ona czasem wroga... Zwróćcie też uwagę na swoich bliskich i pomyślcie jak wy czułybyście się w sytuacji gdyby to wasza córka,przyjaciółka ,siostra nie jadła i zbliżała się do objęć śmierci...
Trzymajcie się ciepło :*